Dopadła mnie melancholia.
Ciężka praca czasem się opłaca, a czasem trzeba zadać sobie pytanie czy na pewno warto. Przez ostatnie półtora miesiąca harowałam jak wół, dzień i noc. Spałam po 3 godziny na dobę, chałupa stała odłogiem, nawet na święta nie miałam czasu posprzątać. Zrobił to za mnie mąż. Dzieci musiały same organizować sobie czas i same dopilnowywać siebie w swoich obowiązkach (taka była teoria), skupiałam się na rzeczach podstawowych, ubranie, jedzenie i bezpieczeństwo. Owszem pytałam co u nich, czy lekcje odrobione, czy wszystko w porządku... ale nie było czasu na wspólne bycie, na sprawdzenie, dopilnowanie i dopieszczenie...
Praca także przestała dawać radość, stała się jedynie mozolnym trudem, testowaniem granic swojej wytrzymałości. Nie wiem czy o to mi chodziło. Czy pieniądze rekompensują, stracony czas, zaprzepaszczone szanse, brak radości tworzenia, potworne zmęczenie... ?
Być czy mieć? Oto jest pytanie!
Zdecydowanie być, choć i mieć ważne. Ech
Jedynym pocieszeniem są uśmiechnięte moje mordki